MNIE TO NIE SPOTKA

mtnsNie wierzę w idealne związki. Nie wierzę w doskonałe pary i relacje których codziennością są pucułowate aniołeczki, które wyścielają im rzeczywistość sypanymi kwiatami.
Nie ma czegoś takiego jak związek doskonały, nie istnieje szczęście bezwarunkowe, a romantyczne historie o idealnych połówkach to największy szkodnik w wyobrażeniach o relacjach dorosłym życiu.

Tak, mam ból zadka (całkiem zgrabnego w zasadzie), jestem nieszczęśliwa (a jakże by inaczej mając tak gorzkie obserwacje) a do tego jestem brzydka, stara i w ogóle nic mi w życiu nie wyszło.
Wait, what?

No właśnie.
Znacie ten mit jakoby się miało okazywać, iż każdy kto stąpa po tym padole łez i rozczarowań ciut stabilniej; niż mentalny gimnazjalista – nie, to nie jest pejoratywne określenie w tym momencie – od razu oznacza, że pewnie jest nowo narodzonym Hiobem? Z tą różnicą że ciut mniej pokornym, i cierpliwie znoszącym życiowe znoje?
Tak, ja też.
Chciałabym się tutaj głośno zaśmiać ale przez literki nie mam jak, więc uznajmy, że przez pokoje; całe trzy; poniósł się w tej chwili mój głośny rechot, na który odpowiedziała nawet Marlena.
Ale ja nie o tym.
Ja o tych związkach.

Otóż widzicie, istnieje taka oto tendencja by uznać, że jak już człowiek pokochał to cała praca jest już za nim.
Ja wiem to szalenie jest męczące tak się uganiać za drugim człowiekiem i co raz mu przed oczami przechodzić coby się zakochał przynajmniej od tego dwunastego spojrzenia, skoro nie udało się za pierwszym. A potem te wszystkie randki, deliberacje do której bazy tym razem, poradniki, wino i super smaczna kawa (prosto z polo marketu czy innego product placementu) z przyjaciółkami i oto nastaje Owy.
Zwany związkiem.
Jeszcze tylko pierwsze miesiące stroszenia piórek, udawania ogarniętej, radosnej i zawsze idealnie umalowanej w dwunastkach lasce i oto jest Twój.
Książe na białym koniu, a dokładnie to rowerze; ewentualnie 10 letnim aucie, srebrnym metaliku bo był tani, ale za to z klimą i całkiem niezłym radiem. Jest nieźle, Na wycieczkę objazdową po Europie może nie pojedziecie, ale wieczorem pod dom w cieple Cię odstawi. Doceniasz to zwłaszcza zimą.

Tak oto wspaniała idylla trwa. Godzinami rozmawiacie o znaczeniu chmur na niebie i tym, że w tym samym momencie mówicie kawa, chleb, obwarzanek czy inna parówka. No idealnie jest, proszę państwa.
Mijają lata, czasu na rozmowy coraz mniej; bo wszakże bądźmy poważni ileż można ze sobą gadać? Przecież tak świetnie się znamy. Nie musimy ze sobą aż tak często rozmawiać. To naturalnie, że rozumiemy się bez słów.
Prawdaż? No jasne, że prawdaż.
Prawdą jest to wciąż, gdy kumasz się powoli, że chyba nie wiesz co mu kupić na Świeta czy urodziny bo zatrzymałaś się na etapie sprzed dwóch lat czym się jarał. W zasadzie z wolna dociera do Ciebie, że nie masz pojęcia gdzie się podziała kosmiczna więź wiecznego porozumienia, które było przecież wpisane w statut związku.

Nie brzmi znajomo? Naturalnie.
Ciebie, Ciebie i Twojej koleżanki to na pewno nie spotka.
Jesteście na to za madre, za dojrzałe, za delikatne i za romantyczne.

A przy tym za naiwne.

Zakładamy z biegiem lat, iż pewne rzeczy w relacjach z innymi nam się należą. Są normą. Nie, wypracowanym w pocie czoła, staraniach i wielu godzinach drobnych rzeczy, statutem. Normą. Która będzie wiecznie i radośnie nam panowała, nawet gdy z przestajemy poświęcać na nią czas.
Przecież jesteśmy sobie przeznaczeni. Tak doskonale się dogadujemy.

Powiedziało tak wielu ludzi, przed rozstaniem.
Nie tylko tym damsko męskim, tym przyjacielskim też, partnerskim w pracy; a nawet rodzinnym.

Każda relacja, żeby nie wiem jak idealna była, umrze gdy przestaniemy jej poświęcać czas. 
Tak wiem, praca, obowiązki, zmieniające się priorytety. Wiem, znam, byłam, widziałam, przerobiłam.
Bolało. Nie polecam.

Nie przeżyje tego za Ciebie.
Mogę Ci tylko powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak statut normy w relacjach. Nie ma czegoś takiego jak domyślność w związkach. Nie ma czegoś takiego jak czekanie aż komuś przejedzie.
Jesli sie pojawiło to czas się nad tym pochylić. Obu stronom. Bo pojawiło się między nimi. Wami.

Idealnych związków nie ma.
Ale są dobre rozwiązania, które sprawiają, że do idealu można sobie przez lata dążyć.
Codziennością, pracą, uwagą i nie spoczywaniem na laurach osiągnięcia zadowalającego poziomu.

12 comments

  1. blackfollow · 13 stycznia, 2015

    Każda relacja, żeby nie wiem jak idealna była, umrze gdy przestaniemy jej poświęcać czas. – to chyba zdanie, które powinien przeczytać każdy, kto chce się związać z drugim człowiekiem. Tak jak piszesz – nieważne, czy ma to być przyjaźń, miłość, czy zwykłe koleżeństwo, o relację trzeba dbać, cały czas, nawet po pięćdziesięciu latach. To smutne, że tak mało ludzi ma tego świadomość. Szkoda.

    • Erill · 17 stycznia, 2015

      Mnie się wydaje, że ludzie nie tyle nie mają świadomości, że nalezy o relacje dbać co błędnie zakładają, że one „poczekają”. Gorszy dzień, miesiąc czy rok a może i nawet dekadę. Wychodzimy z założenia, że skoro tak ciężko pracowaliśmy na początku to teraz przyszedł czas na profity i by ta inwestycja w gorszym okresie się po prostu zacznie zwracać. Podczas gdy relacje jako jedyne mogą się równie szybko rozwiązać co się zawiązały.
      Wciaż mimo wszystko jesteśmy egoistami i w całym swoim poświeceniu dla drugiej osoby lubimy czuć jak ważni jesteśmy dla niej. A to buduje się właśnie codziennym dbaniem.

      • blackfollow · 18 stycznia, 2015

        A czy to, że zakładam, że ta moja relacja z kimś może poczekać, mogę na chwilę ją odstawić i potem do niej wrócić, nie wynika trochę z tej nieświadomości, że powinnam cały czas o nią dbać?

        • Erill · 18 stycznia, 2015

          Chyba należałoby tutaj uściślić co nazywasz nieświadomością.
          Brak wiedzy? Brak doświadczenia? Czy nie patrzenie na swoje działania pod kątem konsekwencji?

          Dla mnie nieświadome działanie to pewnego rodzaju automatyzm. W tym wypadku przeczekiwanie gorszych momentów jest elementem działania w którym skupiasz się na czymś i nie myślisz o tym, że powineneś nad czymś innym, co jest równie ważne, bo przecież trwa. To trochę podobna motywacja co w momencie gdy człowiek wiąże się z drugim bo nie ma lepszej perspektywy, albo trwa w czymś co go nie uszczęśliwia bo nieświadomie nie chce być sam.

          • blackfollow · 19 stycznia, 2015

            Nie no, brak świadomości tego, że trzeba dbać czyli brak wiedzy, brak takiego poczucia, że tak się powinno. :)

          • Erill · 19 stycznia, 2015

            Mnie się wydaje, że taka świadomośc buduje się z doświadczeniem. Pod warunkiem, że się ze swoich życiowych lekcji wyciąga wnioski. Nikt z nas nie rodzi się z taką wiedzą. Fajnie by było jakby się rodził ale na ogół wynika ona już z dość przykrych doświadczeń :)

  2. eskucinska · 16 stycznia, 2015

    Mi jest dobrze w moim związku a raczej małżeństwie i o to chodzi

    • Erill · 17 stycznia, 2015

      Dokładnie :) Po to się hajtamy by dalej było fajnie bo jest nam ze sobą dobrze :)

  3. Prawie Żona · 17 stycznia, 2015

    No właśnie, trzeba zacisnąć poślady i walczyć o swoje. Gorzej, jeśli tej drugiej stronie jest to obojętne. Miłość się sama nie obroni, trza o nią dbać, dopieszczać i czasem nawet dokręcić śrubę! Fajnie to jest na początku, jak już klapki z oczu opadają, to albo się wycofujesz, albo wchodzisz w związek całym sobą :)

    • Erill · 17 stycznia, 2015

      A wiesz ja akurat jestem zwolennikiem tej teorii, że fajnie to jest własnie potem. Jak już te klapki z oczy spadną. Bo dopiero wtedy widzimy człowieka takim jakim jest i też sami czujemy się bardziej komfortowo w jego towarzystwie. Poza tym zaczynamy czuć się po prostu swobodniej.
      Stan zakochania i stroszenia piórek jest miły i łechcący bo endorfinki, szum w głowie i motyle w brzuchu, ale cała frajda dla mnie jest od momentu w którym zaczynamy się coraz lepiej poznawac a także z sobą docierać. Uczymy się wtedy nie tylko naszego partnera ale też sami siebie i tego ile potrafimy w sobie zmienić by znaleźć punkt wspólny z osobą z którą chcemy żyć :)

  4. cień · 19 stycznia, 2015

    ile potrafimy zmienić, by znaleźć punkt wspólny…? a jak już nic nie możemy w sobie zmienić ?

    • Erill · 19 stycznia, 2015

      To zależy o jakich zmianach mówimy a co ważniejsze czy zmiany są obustronne. Bo często jest tez tak, że jedna strona pracuje, zmienia, stara się a druga nie tylko czek na gotowe ale wciąż jest niezadowolona z wyników i jeszcze pogłebia kryzys, obowiniając o wszystko tą drugą że nie dość się stara.
      Sądzę, że granica zmian leży tam, gdzie my sami czujemy, że nie są one zgodne z tymi jakimi my czujemy się ludźmi. Jeśli ktoś ich mimo wszystko wymaga a my czujemy, że zatracamy swoją tożsamość to należy po prostu od kogoś takiego się oderwać. Skutecznie. I na zawsze.

Dodaj komentarz