NIE RADZĘ SOBIE

IMG_4838Nikt nas nie uczy radzenia sobie z kryzysem.
Nie udziela się porad, nie uczy analizy, nie wysyła na warsztaty radzenia sobie z takimi sytuacjami.

Najpierw, gdy mamy lat kilka lub kilkanaście; to jesteśmy za młodzi. Albo zbyt niedoświadczeni, albo nie chce nam się psuć okresu dziecięctwa.
Więc udaje się, że tematu nie ma, albo mniej lub bardziej subtelnie wyprasza się bo „rozmawiają dorośli”.
Nikt nie dzieli się z nami wnioskami, nikt nie uprzedza, że coś będzie bolało. No dobra może uprzedza. Ale nie mówi jak sobie z tym radzić.
Wszystkiego tego uczymy się sami. Na własnych doświadczeniach, dołach, wypłakanych chusteczkach i zamoczonych poduszkach od załzawionych oczu.

Nie mamy metod, nie mamy perspektywy, nie znamy mechanizmów. 
Nie tylko radzenia sobie w głowie z tą sytuacją. Ale również radzenia sobie z innymi uczestnikami takich wydarzeń.

Co z tego, że wiesz, że ktoś umrze. Nikt nie przygotuje Cię na to jak się poczujesz kiedy osoba która była zawsze, zniknie. Nie powiedzą Ci, że bycie wtedy w dołku jest w porządku, nikt Cie nie uprzedzi, że czasem trzeba będzie Tobą potrząsnąć żebyś otrzeźwiał. Wszystko będzie dla Ciebie nowe, inne, druzgocące a Ty będziesz się obijał po bandach swojej życiowej mapy zachowań jak bezwładna piłka.
Nie będziesz wiedział jak się zachować w upadającej relacji z innym człowiekiem. Musisz się sam nauczyć własnych reakcji, tego jaki sposób jest dobry. Mimo, że taki tak naprawdę nie istnieje w ogóle. Nie powiedzą Ci czy to normalne, czy patologiczne. Nie nauczą analizowania, rozumienia.
Nie przygotują Cię na to, że zawsze dobrze układające się relacje nie istnieją. Czasem wręcz będą podtrzymywać mit, że są i mogą stać się Twoim udziałem. Tylko mama/tata akurat źle trafili.
Nie powiedzą Ci, że któregoś dnia zawali Ci się na głowę mentalny sufit a Ty nie będziesz wiedział czy zbierać gruz, opatrywać rany, szukać innych rannych czy leżeć i czekać aż zamknie się nad Tobą ciemność, żeby już nie bolało.

Nie mamy żadnych mechanizmów, które przygotują nas na złe sytuacje. Żadnych.
Nasi rodzice i inni bliscy starają się nas długie lata chronić od tego typu doświadczeń. Im bardziej nas chronią tym gorzej poradzimy sobie z nimi gdy nadejdą. 

Będzie nam się cały czas wydawało, że to dotyka innych.

Przecież moi rodzice się dogadują. A jak nie to przecież takie mają charaktery, ja sobie wybiorę kogoś podobnego do mnie. A potem powtarzamy ten sam, znany z rodziny, schemat bo tylko on brzmi dla nas znajomo.
A nowe rzeczy, tak całkiem nowe, są zbyt przerażające i mogące za wiele chowanych sytuacji pokazać, by się na nie radośnie i świadomie pisać.

Trudno nie powtarzać znanych wzorców. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, deklarowali odcięcie czy wypracowanie nowego modelu. Wcześniej czy później spojrzymy na siebie i zobaczymy, że ścieżka na której jesteśmy, może czasem odchylająca się na kilka centymetrów, ale jednak jest tą samą którą szli nasi najbliźsi.
Albo my sami, kilka lat temu. Mimo, że deklarowaliśmy, że już nie popełnimy tych samych błędów.

Nie wiem czy zawsze byliśmy, my ludzie, tacy pojebani?
Czy tylko w momencie kryzysu dociera do nas, że normalność to tylko puste słowo przy wykresie krzywej Gaussa i każdy z nas powinien się leczyć na głowę?

Przegrałam.
Nie radzę sobie.
Okazałam się za mało radykalna. I za bardzo zaangażowana by przejść na tym do porządku dziennego.

2 comments

  1. Mortycja · 27 października, 2014

    Jak w piosence Turbo „drosołe dzieci” – mamy żal za kiepski przepis na ten świat, bo tak naprawdę nikt nam nie powiedział jak żyć…

    • Erill · 31 października, 2014

      Wiesz co, ale ja nie mam żalu, że ktoś nie dał mi przepisu, jak mam zyc. Tak się przecież nie da.
      Ja mam o to, że nikt się z nami nie dzieli wnioskami, które mogą nam rozszerzyć spojrzenie na wiele problemów, którymi będziemy się stykali.
      Jeśli nie z tymi samymi to z podobnymi. Ale przynajmniej coś Ci zaświta w głowie, że może należy iść jakaś ścieżką. Jesli nie tą którą Twoi bliscy, bo się nie sprawdziła, to jakąkolwiek inną. Ale przynajmniej wiemy jak się kończy jakaś tam odnoga opcji. Wiemy cokolwiek. Mamy jakiekowiek narzędzie.
      A nie, że zostajemy w jakimś punkcie w zasadzie bez możliwości ruchu i tylko próbując rozumieć wstecz coś czego i tak już nie ma.

Dodaj komentarz